DRUGI ALBUM - ORTOLAN!

Życie młodej osoby we współczesnej Polsce… z pewnością nie jest nudne. Napięcia społeczne i polityczne, zachowania określonych środowisk i osobiste przemyślenia z tym związane – album ORTOLAN! powstał właśnie dzięki nim. Ptasia metafora nadaje jej bajkowego charakteru. Chciałam też za jej pomocą zatrzeć granicę między opisem wykreowanego świata, a rzeczywistości, która dotyczy mnie osobiście.

 

ORTOLAN! jest portretem różnych grup społecznych m.in. poetów, patriotów, mniejszości, feministek. Poruszam w nim wiele trudnych wątków, w również te z życia mojego i moich bliskich – związanych z nadużywaniem alkoholu, depresją, brakiem szacunku do samego siebie, poczuciem samotności i niezrozumienia. Jego zakończenie podkreśla jednak, że przedstawiciele Ptasiej Landii potrafią działać razem – zjednoczyć się w imię tych samych wartości i idei, celem współtworzenia lepszego świata.

 

Tytuł jest inspirowany sytuacją ortolanów – ptaków, które były łapane, oskubywane z piórek i serwowane jako danie w niektórych regionach świata. Ich historia jest dla mnie niezwykłym symbolem życia w poczuciu niepewności

WSPÓŁTWORZĄ

 Zuza Wiśniewska – słowa, muzyka, ukulele, bity, śpiew

◉  Karolina Lizer – śpiew

  Mariusz Oziu Orzechowski – wokal basowy 

  Michał Dykban – gitary 

  Piotr Klimek – gitara basowa, midi perkusyjne 

 

  Piotr Kajetan MatczukPiramidy Studio – nagranie, mix, mastering

  Anna Jarema – projekt graficzny 

 

Realizacja nagrań: marzec-wrzesień 2022 

Data premiery: 19 stycznia 2024

Teksty piosenek

FRRR!

 

Siedzą ptaszki na murku i na gałęzi
Siedzą ptaszki na murku
(FRRR!)

 

Ptaszki sobie siedzą bez ładu i składu
Tak jak im wygodnie rozsiadają się wśród liści
Chowają skrzydła, oczy płoną, pierz im się jerzy
Co tym ptakom się tym razem przyśni

 

Ptaki są czarne albo białe, czasem kolorowe
Niekiedy piórko spadnie kiedy trzęsą swym ogonem
Czasem zaśpiewa coś ptak do drugiego ptaka
I taki to życia krąg stale się zaplata

 

Siedzą ptaszki na murku i na gałęzi
Siedzą ptaszki na murku
(FRRR)

 

To płyta o Ptasim Kraju
Czysto fikcyjnej landii
Ty znasz go? Bo ja nie znaju
Tak jak rosyjskiej składni

WRÓBLE

 

My patrzymy z góry na to co tu się odwala
Wiemy co się dzieje w każdy wieczór
My widzimy każdą kłótnie z rana u sąsiada
Wszystko wiemy i nie mamy przeczuć

 

Nasze oczy rejestrują to co godne pamiętania
Komentują dzioby wciąż bez przerwy
Co zdarzyło się na drzewie, ekscytacja niesłychana
Zwiastujemy wszystkim koniec mierny

 

Ćwir ćwir ćwir
Wróble wiedzą jak żyć
Ćwir ćwir ćwir
Wróble wiedzą jak śnić
Ćwir ćwir ćwir
Już nie musisz się kryć
Ćwir ćwir ćwir
One wiedzą, że jesteś świr

 

My patrzymy z góry już od lat co tu się dzieje
Dużym my podskoczyć nie zdołamy
Ale ćwierkać my lubimy o tym co widzimy
Głośno, by nas orły usłyszały

 

Przecież wiemy jak najlepiej zrobić by się mogło
Informacji mamy cały zbiór
Jak zarobić i szczęśliwym być i zyskać komfort
Więc kto nas nie słucha ten jest ciul

 

Ćwir ćwir ćwir
Wróble wiedzą jak żyć
Ćwir ćwir ćwir
Wróble wiedzą jak śnić
Ćwir ćwir ćwir
Już nie musisz się kryć
Ćwir ćwir ćwir
One wiedzą, że jesteś świr

 

My patrzymy z góry jak koleżka jeden
Ten najmniejszy postanowił nogę dać
I poleciał, już daleko jest za drzewem
Gdzie on teraz będzie jeść i spać

 

Będzie włóczył się po jakiś obcych krajach
Nie rozumie, że to tu najlepiej jest?
Ptasia Landia przecież jego wychowała
Idź do kota, niech cię zeżre pies

 

Ćwir ćwir ćwir
Wróble wiedzą jak żyć
Ćwir ćwir ćwir
Wróble wiedzą jak śnić
Ćwir ćwir ćwir
Już nie musisz się kryć
Ćwir ćwir ćwir
One wiedzą, że jesteś świr

KRUKI

 

Przy kieliszku dzisiaj trzech koleżków
Każdy z nich ma wyjątkowy strój
Czarne serca przykrywają z wierzchu
Całe góry kruczoczarnych piór
Ci panowie mają jeden temat
Który z nich wymyśli lepszy rym
Który z nich napisze dziś poemat
Od którego lecą z oczu łzy

 

Starzy poeci swą retoryką
By chcieli uwodzić dzierlatki
Weno, no chodź tu, przybądź Ty znikąd
Pomysłów pod piórem ostatki

 

Wino, kobieta, poezja
To twórcza stylistyka
Spisują tak Kruki wierszydła
Nadzieja się kurczy i znika

 

Przy stoliku drugim siedzi ona
Czarnowłosa czarodziejka ta
Co na panów bystrym okiem zerka
Wierszydełek fanką jest aż strach
Chciałaby ślicznotka swego wieszcza
Porwać hen daleko w łóżka dal
I w alkowach pieścić się bez reszty
Drżeć od piękna poetyckich fraz

 

Starzy poeci swą retoryką
Są jednak za bardzo zajęci
Weno, no chodź tu, przybądź Ty znikąd
Liryka to jedno co nęci

 

Wino, kobieta, poezja
To twórcza stylistyka
Spisują tak Kruki wierszydła
Nadzieja się kurczy i znika

 

Na dnie literatki słychać głosy kochanki
Matki, babki, prababki, a także weny – denatki
Im nie straszne są dziatki, krzyki żony wariatki
Na przeżycie wydatki… ich koją poezji łatki

 

Wino, kobieta, poezja
To twórcza stylistyka
Spisują tak Kruki wierszydła
Nadzieja się kurczy i znika

PLISZKA

 

Pliszka od kieliszka
Dla niej jest przy barze zniżka
Pliszka od kieliszka
Najsmutniejsza w knajpie siksa

 

Czy widziałeś tę malutką
Co się trzyma z chłopakami?
Ona talię ma piękniutką
Dziewczę cud nad dziewczętami

 

Czy ty wiesz, co ona pije?
Tylko białe lub czerwone
Te wytrawne tylko lubi
Po nich lepiej szumi w głowie

 

Pliszka od kieliszka
Dla niej jest przy barze zniżka
Pliszka od kieliszka
Najsmutniejsza w knajpie siksa

 

A gdy pierwsza lampka pójdzie
Po niej druga i dwudziesta
Ta malutka w tango idzie
Wyrwać może i ministra,

 

Fordansera, bawidamka,
Forsiastego biznesmena
Nieistotne jak wygląda
Ważne czy jej serce sprzeda

 

Pliszka od kieliszka
Dla niej jest przy barze zniżka
Pliszka od kieliszka
Najsmutniejsza w knajpie siksa

 

Ale Pliszce już nad ranem
Kiedy sen wyciera z twarzy
Łza niejedna się wylewa
Że się znów mezalians zdarzył

 

Śliczna Pliszka znowu sama
Więc widocznie to nie ten był
Prysznic, kiecka i do knajpy
Dziś do domu wróci z innym

 

Pliszka od kieliszka
Dla niej jest przy barze zniżka
Pliszka od kieliszka
Najsmutniejsza w knajpie siksa

KUKUŁKA

 

Nie łapiesz kontaktu z czujnością źrenicy
Co błyskiem logiki nić zrywa
Nie zerkasz na usta, bo czerwień ich jasna
Ugrzęzła jak w gardle sprężyna

 

Unikasz też włosów, bo długie ich sploty
By złapać Cię mogły w swe sidła
Ty tylko się gapisz na pleców smukłości
Chcesz sprawdzić czy są na nich skrzydła

 

Wzrok wlepiasz w mój rewers
Nie patrzysz na awers
Odważny ty przecież
Nie boisz się, a więc?

 

Kuku-kuku-kuku-kuku-kuku-kuku-kukukuku…. kukułka!

 

Kołyszą się biodra na nogach odkrytych
Chcesz sprawdzić co z przodu się kiwa
Lecz coś powstrzymuje, by krzyknąć, że jesteś
Głos w głębi podbrzusza się skrywa

 

Ja idę przed siebie, bez cienia chwiejności
W głąb nocy swe kroki kieruję
Ty w chłodzie wieczornym tak stoisz w wieczności
Gdy serce ma wojnę z rozumem

 

Już znika mój rewers
A przed nim też awers
Mężczyzną ty przecież
Tak stać będziesz czy biec?

 

Kuku-kuku-kuku-kuku-kuku-kuku-kukukuku…. kukułka!

ORTOLANY

 

Ortolany ortolany WON WON WON
Na gałęzi na gałęzi SKŁON SKŁON SKŁON

 

Niech ortolany polecą tam gdzie bociany
Obce ptaszyska niech biorą udział w igrzyskach

 

Ortolany ortolany WON WON WON
Na gałęzi na gałęzi SKŁON SKŁON SKŁON

 

Grzęda bastionem dla wszystkich normalnych ptaków
I w naszym gnieździe nareszcie normalnie będzie

 

KOCHAĆ KARAĆ NIE WYRÓŻNIAĆ

 

***

 

W naszym kraju kwitną drzewa
Nie strzelają do żołnierza już
Ale kto się sprzeniewierza
Ten dostanie ostrym słowem w dziób

 

W naszym kraju trwa batalia
Kto ma racje a kto nie ma jej
Roztrzaskały się wiwaria
I wychodzą wredne stwory zeń

 

Drą się ptaki obłąkane
Na skrzydlaki zaplątane
Słychać tylko jedno zdanie
W chaotycznym oceanie

 

Ortonaly ortolany to
nie
zło nie zło nie zło nie zło nie zło nie zło nie zło

 

W naszym kraju nie ma wojny
Lecz nietolerancja rośnie wciąż
Mniejszym patrzą tu pod kołdry
Szydzą z tego kogo kochać chcą

 

A gdy jakiś ptaszek mały
Powie głośno o tym, że ma dość
To krzyk wielki się podnosi
Żeby malutkiemu obić kość

 

Ale stado ortolanów
Z czasem tylko będzie większe
Sfora zdziałać więcej może
Niż samotny kurak w grzędzie

 

Ortonaly ortolany to
nie
zło nie zło nie zło nie zło nie zło nie zło nie zło

 

Ortolany ortolany to
nie
zło!

PISKLAK

 

Kra rozdarła się, puściły lody
Rzeki nurt się wyrwał z klatki swej
Nie ogarnie tego nawet umysł mądry
Babki, matki, ni ciotuńki mej

 

Choć mówiłaś mi, że złem to trąci
Że niepewną jest nieznana grań
Choć krzyczałaś mi, żeby nie mącić
Wody co dotknęła dłoni skraj

 

Nauczyły wichry, zaśpiewały głośno – wiej
Biegnij tam gdzie słyszysz pieśń
Nauczyły wichry, zaśpiewały głośno – wiej
Dokąd rwie się serce – leć

 

Niepojęte jest co los nam przysłał
Nieodkryte będzie, jeśli dziś
Nie odważę się na przekór wszystkim
Z kłębka pragnień puścić białą nić

 

Poprowadzi w rozkosz czy w ból wielki
Tego nie wiesz przecież nawet Ty
Ale wiesz, że się w umyśle piekli
Autonomii piękny obraz pstry

 

Nauczyły wichry, zaśpiewały głośno – wiej
Biegnij tam gdzie słyszysz pieśń
Nauczyły wichry, zaśpiewały głośno – wiej
Dokąd rwie się serce – leć

 

Mały pisklak już w ptaszysko zmienia się
Ciało drobne me się jak ta trzcina gnie
Nastoletni bunt, dorosłości szał
Rzeką jestem dziś, płynę w moją dal

 

Nauczyły wichry, zaśpiewały głośno – wiej
Biegnij tam gdzie słyszysz pieśń
Nauczyły wichry, zaśpiewały głośno – wiej
Dokąd rwie się serce – leć

SOWIE OPOWIEŚCI

 

Złość się we mnie jakaś wzbiera
I nabrzmiewa gdzieś pod sercem
Chwilę temu gdzieś się tliła
Brzuch mój teraz dla niej miejscem

 

Bije od niej ciepła promień
Co zajmuje wszystkie członki
Ręce, nogi, palców czubki
Choć gniew idzie – uśmiech słodki

 

Bo nie można się rozsierdzić
Wściec się, tupnąć, wpaść w histerię
Bo się nastrój może skiepścić
Panna śliczną nie jest w nerwie

 

Dygotanie w końcu przyszło
Irytacji panowanie
Już delirium na umyśle
Złości wielkie folgowanie

 

Gorąc zajął mi policzki
Czerwień gościem na dekolcie
W oczach blask, zmarszczone czoło
Ja wkurwiona? Nie, no skądże!

 

Bo nie można się rozsierdzić
Wściec się, tupnąć, wpaść w histerię
Bo się nastrój może skiepścić
Panna śliczną nie jest w nerwie

 

Wściekłość trzeba puścić czasem
Dać jej powyć i pobiegać
Bo się skończy tym co zawsze
Łzą i cichym szeptem – przebacz

 

Gdy jej dzikość w sercu zamkniesz
To obija duszy środek
Pozostawia blizn komplecik
I emocjonalny dołek

 

Więc, gdy przyjdzie rozsierdzenie
Nie mów sobie, że to głupie
Panna poczuć wszystko może
Jest potrzeba? Skop po dupie!

 

Żeby później nie żałować
Że się spraw nie wyłożyło
Gdy Cię tylko wstrzymywało
To, by komuś było miło

 

Sowie opowieści Sowie
Przyswój to przyswój to sobie
Przyswój to przyswój to sobie
Sowie opowieści Sowie
Przyswój to przyswój to sobie
Przyswój to przyswój to sobie

ĆWIR ŚWIR

 

Nie odbija mi 

Nie odbijami

Nie odbija mi 

Nieodbijami 

NieOdBijaMi

 

A może mi już odbiło?

I nie pamiętam jak to było

Gdy na co dzień wódeczkę się piło

Co zrobić, by znów było miło?

SAMOTNIK

 

Sam się nazwę, sam określę 

Siebie, nawet jeśli kreślę tylko czarne określenia

Samo przez się się wykreśli

To co niegdyś było nie do pomyślenia

 

Sam się otworzę, sam się poznam

Przecież nikt nie będzie samodzielnie mnie odkrywał

Samo nic się nie wyznaczy

A, że czasu sporo to zajmuje, tak to bywa

 

Na tym drzewie siedzę sam

Sam się dziwię, że czas wciąż mam 

Samoistnie sobie trwam 

Samotnika myśli kram

 

Samostanowienie, samozamartwienie

Samo przez się się tłumaczy ciężar znaczeń

Samouwielbienie, samonawrócenie

Znów samotność zerka w splocie niewybaczeń

 

Samobójstwo samostanowiacych elementów

Samodziejstwo samo się powiększających lęków

Znów pęcznieją w głowie mej nadziei samosiejki

W samowarze strach się parzy w rytmie konopielki

 

Na tym drzewie siedzę sam

Sam się dziwię, że czas wciąż mam 

Samoistnie sobie trwam 

Samotnika myśli kram

 

Sam się nazwę, sam określę

Nawet jeśli to zadanie trudnym będzie

Samopasem, walka z czasem

Drzewo jest na szczęście wieczne

DZIÓBEK

 

Gdy się dzień zakrada

Słońce w oczy kąsa

Szukam Twego ciała

Na tulenie rządza 

 

A tu ciała nie ma

Ciepła też brakuje

Związek nasz to praca

Nie mam więcej złudzeń

 

Nie, nie mam złudzeń, nie mam

 

Praca ze snu zrywa

Praca rządzi światem

Forsa jest potrzebna

Żeby jeść ze smakiem

 

Etat za etatem

Biegiem w nurt, choć boli

Odpoczynek na nic

A uczucia pomiń

 

Nie, nie miej złudzeń, nie mam

 

Dzióbek, takie życie

Dzióbek, idź pobiegać

Dzióbek, weź już przestań

Przecież inni mają gorzej

 

Dzióbek, będzie lepiej

Dzióbek, weź ogarnij

Dzióbek, masz zły dzionek

Nie pierwszy, nie ostatni

ORZEŁ

 

Siniaki i śmiech

Warga spuchnięta do krwi

Trzaśnięcie i cześć

Dusza przebita przez łzy

Nie będzie już słów

I salwy błagań byś był

Wychodzę i już

Jak wrócę masz się stąd zmyć

 

 

Nie będzie orzeł decydował

Kim mam być

Nie będzie orzeł mi dyktował

Jak mam śnić

Nie będzie orzeł reszce krzyczał

Gorsza ty

Nie będzie reszka myśleć więcej

Wolność nie dziś

 

 

Siniaki i śmiech

Warga spuchnięta do krwi

Trzaśnięcie i cześć

Dusza przebita przez łzy

Uleciał już strach

Odwaga przegnała go

Wychodzisz i już

Spokojnie wydychasz zło

DOBRA SYMFONIA

 

Jeszcze złapiemy się za ręce

Jeszcze złączymy nasze skrzydła

Jeszcze znajdziemy wspólne miejsce

Od nienawiści cichą przystań

 

Bo mamy w sobie dobra tyle

Że często w sercach się nie mieści

Dziś dobro szczere się nie kryje

Wzajemnie w dłoniach nam szeleści

 

Jeszcze na twarzach będzie uśmiech

Jeszcze w uściskach trwać będziemy

Jeszcze nam obcy będzie pośpiech

I znów nas wzruszą ptasie śpiewy

 

Zachwycać będzie ich koloryt

W szkłach się odbije ruch skrzydełek

I łza rozkruszy ten monolit

Co wciąż oddziela mnie od ciebie

 

Jeszcze znajdziemy się w bezsensie

Choć jeszcze może tego nie wiesz

Bo to co ważne – już się dzieje

Dobra Symfonia w Wielkim Niebie